Felietony na www.jacomoto.prv.pl - jeszcze raz o Żaku MR2 MR2 Żak

Od kilku miesięcy jestem właścicielem już dziś nieco zapomnianego polskiego motoroweru - MR2 Żak z 1962r. Odziedziczyłem go po dziadku, który w latach 60. i początku 70. był poborcą skarbowym, a jego teren obejmował cały ówczesny powiat wołomiński (jakieś 50-60 km długości i 30-40 km szerokości). Wszędzie jeździł Żakiem, prawie przez okrągły rok (oprócz dni, gdy mróz uniemożliwiał odpalenie dwusuwa lub gdy nie mógł przejechać przez zaspy śnieżne). Pojazd sprawdzał się na tyle dobrze, że służył przez kolejne kilkanaście lat, aż do 1992 r., gdy wstał wyrejestrowany, a dziadek przesiadł się na kilkuletniego Kadeta, Żak z uszkodzonym silnikiem poszedł w odstawkę do pobliskiej komórki, by służyć m.in. jako oparcie dla rowerów. Przełom nastąpił dopiero ar 1998 roku, gdy dziadek podarował mi Kometa, a sam zaczął remontować Żaka. Ponownie go zarejestrował, jednak nie jeździł zbyt długo z powodu nieszczęśliwego wypadku. Dopiero w marcu 2002 r ofiarował mi go, bowiem nie by ł już w stanie na nim jeździć. Okazało się, że silnik całkiem porządnie zapala, zawieszenie nie ma luzów, skrzynia biegów (wszystkich dwóch) pracuje nienagannie. Jednak lakier przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Chromy były całe rdzy, tak jak błotniki, bagażnik, wsporniki itd. Wróżyło to długi remont. I tak też się stoki. Dopiero po dwóch miesiącach, na początkach maja udało mi się go zarejestrować - szybko i sprawnie (ukłony dla miłej pani w Wydziale Komunikacji w Wołominie). Długo zastanawiałem się nad kolorem, ma jaki pomalować Żaka AD 2002. Czy m oryginalny wiśniowy, czy może na coś bardziej współczesnego - połączenie kształtu sprzed 40 lat i teraźniejszości. Wybór padł na granatowy metalik - i to był największy wydatek - 150 zł (czyli w porównaniu z czymś większym, to i tak niewiele). Wszystko inne zostało dokładnie wymyte i wypolerowane. Chromów jednak nie udało się uratować, musiały powędrować do zakładu galwanizacyjnego.
Tak poskładanym Żakiem udałem się na coroczny powiatowy zlot motocyklowy w Wołominie. Wyruszałem z mieszanymi uczuciami, ale wołomińscy motocykliści ciepło nas (mnie i Żaka) przyjęli. Razem przejechaliśmy przez Wołomin i Kobyłkę, wzbudzając spore zainteresowanie. Dzięki powiatowemu zlotowi poznałem ciekawych ludzi, a w szczególności Jacka, który przyjechał starym Komarem. Teraz zamierzamy zorganizować coś w stylu własnego zlotu, nastawionego bardziej na sprawdzenie "pierdopiędów". Planujemy wypad nad Jezioro Zegrzyńskie, czyli 30 km w jedną stronę. Oczywiście zabrzmi to śmiesznie, nawet bardzo śmiesznie, ale należy pamiętać, że przy prędkości podróżnej motoroweru klasy Żak czy Komar, wynoszącej jakieś 30 km/h, bardzo dużej awaryjności i (to w- moim przypadku) bardzo niewygodnego siodła, jest to spory kawałek drogi. Na dzień dzisiejszy mamy jakieś 20 załóg: mój Żak, Komar Jacka i drugi jego brata Darka, kilka Ogarów, może Jawka i sporo współczesnych ścigaczy klasy 50 ccm.
A ja jeżdżę swoim sprzętem po okolicach Wołomina. Musi to być ciekawy widok, tym bardziej, że zawsze mam na sobie orzeszek (taki z bardziej "anatomicznymi" kształtami), a także staram się zakładać stroje z epoki (ciekawie - gumofilce i kufajka). Ludzie patrzą z niedowierzaniem, inni z zaciekawieniem, innym niekiedy łezka się w oku zakręci. Małorolni na rowerze z zazdrością, a dresiarze się śmieją (fakt, to nie ścigacz, ni chociaż etezetką - nawet zrywka nie zrobi). Nawet pan z po pegeerowskiej stacji benzynowej uśmiecha się, widząc ile pracy kosztowało mnie doprowadzenie motoroweru do dzisiejszego stanu. Kiedyś w "Automobiliście" ukazał się artykuł pt. "Młyn", gdzie zawarte było bardzo ciekawe zdanie: "Pojechaliśmy - ja i Skrzat, który przypomniał sobie jak w 1959 r. wiózł robotnika do Sochaczewa lub Skierniewic, a ten był mu wdzięczny za oszczędzone siły". Skrzat to popularny niegdyś silnik rowerowy (Gnom), dysponujący mocą 0,6 KM. Zdanie to świetnie uzmysławia przeznaczenie zarówno silnika rowerowego, jak i motoroweru MR2 Żak, które nie nadają się "do jeżdżenia" jak już choćby poczciwa WSK, ale dają sporą satysfakcję z dotarcia na miejsce. Uczą wytrwałości, cierpliwości, precyzji, a doświadczenie, które zdobędzie się przy odbudowie i restauracji, okaże się niezwykle przydatne przy następnym, być może trudniejszym remoncie.
Wreszcie, odbudowa Żaka była i wciąż jest dla mnie wielką szkołą historii i, jak by nie patrzeć, patriotyzmu, bowiem ratując od zapomnienia wyroby naszego przemysłu motoryzacyjnego, ratujemy od zapomnienia naszą historię, przeszłość, fragment krajobrazu Polski Ludowej lat 60., gdy motorower był niemal tym, czym dziś dla każdego z nas jest samochód. Apeluję i zachęcam, bowiem nawet dwudziestokilkuletni Komar jest wart naszej uwagi. Nie pozwólmy mu umrzeć, nie dajmy przerobić go na żyletki! Jest on przecież świadkiem polskiej myśli technicznej, naszych lepszych i gorszych lat i choćby przez to nie powinniśmy o nim zapominać.
Karol z Wołomina
Ps. Z chęcią nawiążę kontakt z innymi ludźmi patrzącymi na polskie motorowery i nie tylko tak, jak ja - pod moim adresem e-mailowym: jacomoto@o2.pl lub karolbonski@o2.pl