Sen o Syrenie

24 październik 2018 Written by Moje sprzęty 4220
Moja Syrena 105

Od dobrych pięciu lat po głowie chodziła mi myśl kupienia Syreny. Miał to być samochód do reperowania, jeżdżenia i jeszcze raz reperowania. To tak w skrócie...
Lata mijały, a po drogach jeździło coraz mniej tych sympatycznych samochodzików. Na moim widoku pojawił się mocno zaniedbany Polski Fiat 126p. Wierzcie mi, pięć lat pod chmurką robi swoje. Był rok 2000, miałem 16 lat i całą głowę pomysłów. Gablotę z kolegą oderwaliśmy od ziemi, odpaliliśmy i całe wakacje katowaliśmy po okolicznych łąkach. Ach!... jakże to prymitywne!
W końcu zrobiłem prawko, a kilka miesięcy później przywróciłem mojemu małemu... samochodzikowi życie i ponownie go zarejestrowałem.
Jednak cały czas myślałem o Syrenie. Tuż po odebraniu wymarzonego dokumentu ( takiego, co dłuuuugo się na niego czeka, oblewając kolejne egzaminy) rozpocząłem poszukiwania. Znalazłem w ogłoszeniach internetowych 104 z końca lat 60-tych. Z zakupu jednak nic nie wyszło. Stwierdziłem, że portfel nie wytrzyma takiego obciążenia, jak choćby 10 l/100 km plus Mixol...
Miałem już własny samochód, PF 126p, rzecz, która kiedyś wydawała mi się szczytem marzeń, a i tak nie mogłem spać po nocach, gdy zbyt późno siedziałem w necie na stronach o Królowej Szos.
W końcu się udało! Tak, to było tuż przed maturą, w 2003 roku. Jadąc maluchem zauważyłem u mechanika wartburgów położoną na bok 105l. Zapytałem i dowiedziałem się, że samochód idzie na złom, bo nie da się go naprawić. Rzuciłem okiem i musiałem przytaknąć. Rdza na rdzy plus zatarty silnik. Próba zaciągnięcia ręcznego zakończyła się wyrwaniem tego przyrządu razem z kawałkiem podłogi. Po chwili właściciel dodał, że jak chcę, to mogę zabrać te części, które mi się przydadzą. Szybka decyzja: uczyć się polskiego, czy iść po narzędzia. To było silniejsze! Wyciągnąłem chyba ze dwa maluchy tych tego, co wyciągnąć się dało.
Złapałem bakcyla, nieuleczalnie się zaraziłem. Po kilku dniach na imprezie u Jacka ( tak się składa, że właściciela tej strony) zapytałem znajomego, który posiadał i nadal ma Syrenę 105l, czy nie wie, gdzie w pobliżu mogę znaleść poszukiwany samochód. Długo się nie zastanawiał...
Niebawem pojechaliśmy tam, gdzie moja przyszła gablota, Syrena 105 była „garażowana”... no, to trochę za dużo powiedziane. Obejrzałem ją i podjąłem szybką decyzję: „Biorę!”. Pozostała sprawa załatwienia transportu. Szybko znalazł się kolega z Uazem, a także laweta. Bardzo miło zaskoczyła mnie cena. W zasadzie to kupiłem tylko tylną oś za 50 PLN, a resztę dostałem gratis. Za drugie 50 PLN właściciel dorzucił kilka skrzynek części, trzy przednie błotniki, pas przedni, dwa komplety progów... A Marcin nie chciał za transport nawet paliwa, ni piwa... Wielkie dzięki!
Samochód był mocno pordzewiały, z jednej strony nie było progu, wszystkie błotniki nadawały się do remontu przez wyrzucenie, mocno niekompletny był też silnik. Niezbędne części znalazłem na ... złomie. Więcej problemów sprawił mi gaźnik, który dostałem od wspomnianego mechanika wartburgów. Wyjął go... z wysokiej trawy, rosnącej w rowie za domem, wylał z niego wodę i podarował mi go Po zamontowaniu cewek, kondensatorów, aparatu zapłonowego i kilku drobiazgów zacząłem odpalanie. Bardzo mile mnie zaskoczyło, że zapalił, pomimo tego, że nawet nie ustawiałem zapłonu. Najśmieszniejsze było to, że jako paliwa użyłem tego, co zostało w baku, a miało ono chyba 8 lat. Nigdy nie widziałem takiego dymu, wydobywającego się z rury wydechowej. Dosłownie jakbym był na dobrym koncercie metalowym!
Podjąłem jednak decyzję o całkowitej rozbiórce samochodu. Pragnę go odbudować na całkowity oryginał (no, dorzucę kilka upiększeń, jak np. chromowane kapsle na kołach, których Syreny 105 w latach 80-tych nie posiadały), toteż należy się mu sporo uwagi. Szybko okazało się, że dziurawa jest podłoga i to w kilku miejscach. Rdzę należy zdrapać i zabezpieczyć, dziury załatać. Za namową kolegi postanowiłem odkręcić nadwozie od ramy i zająć się oddzielnie i jednym i drugim. Moment zdejmowania i zakładania budy był bardzo ciekawy, bowiem należało ku temu zmobilizować aktyw, a przy okazji i impreza się skręciła...
Obecnie samochód składa się z ramy i przykręconego nadwozia. Z grubsza zabezpieczyłem podłogę i załatałem kilka poważniejszych dziur. W te wakacje nie przeznaczyłem na Syrenkę zbyt dużo czasu, toteż efekty są takie sobie. Remont myślę, że zakończę za jakieś 2 może 3 lata. W przyszłym roku planuję wykończenie nadwozia i malowanie, następnie do roboty pójdzie silnik... ale to tylko plany... mam nadzieję, że się uda."

Karol Boński